Przemysław Wideł's profile

Tęskniąc za McDonaldem

Tęskniąc za McDonaldem

Za pojęcie fotografii wernakularnej podziękowania dla Ewy Pasternak-Kapery

Człowiek przez długi czas wierzył w obiektywną realność fotografii, uparcie pielęgnując
w sobie pewność prawdy nieprzekupnego oka obiektywu. Przykładem tej wiary może być chociażby obszar zwany fotografią spirytystyczną, której celem jest udowodnienie istnienia świata pozamaterialnego, nie fizycznego. Byty z niego pochodzące funkcjonują równolegle, symultanicznie na płaszczyźnie egzystencjalnej, jednak ze względu na niedoskonały pięciozmysłowy aparat odbioru rzeczywistości, w który został wyposażony człowiek, ich obecność jest dla nas zakryta. Mają do niej wgląd wyłącznie osoby obdarzone „szóstym zmysłem” – wrażliwością medium. Wśród zwolenników takiego wieloplanowego modelu rzeczywistości pojawiło się przekonanie, jakoby klisza fotograficzna miała możliwość rejestrowania szerszego spektrum i tym sposobem odsłaniała ukrytą na co dzień „drugą stronę”. Daje to możliwość dwojakiej interpretacji materiału powstałego wokół tej koncepcji. Z jednej strony może być to argument urealniający możliwość komunikacji ze zmarłymi, choćby tylko na płaszczyźnie wizualnej ich obecności. Z drugiej zaś fotografia może okazać się obszarem do swobodnej manipulacji i ukartowanego na mistyfikację działania subtelnej drwiny ośmieszającej tą koncepcje u samej jej podstawy.
W tym miejscu pojawia się kwestia postprodukcji fotograficznej, która była i jest skrzętnie wykorzystywana przez sprytnych hochsztaplerów żerujących na nieświadomych widzach. Była narzędziem propagandy, nośnikiem idei oraz argumentem na poparcie tez. Dziś,
w dobie mediów cyfrowych, każdy ma możliwość stać się manipulatorem rzeczywistości. Digitalne narzędzia, programy do cyfrowej obróbki dają ogromne pole do popisu, szczególnie, że żyjemy w kulturze obrazu. Internet jest pełen „kwiatków” domorosłych grafików, którzy manipulują swoim wizerunkiem poprawiając urodę, dodając sobie muskulaturę, umieszczając się na plażach wysp tropikalnych, czy doklejając do swojego portretu partnera marzeń czy hołubionego artystę. Równolegle w branży reklamy jest to podstawowe narzędzie do tworzenia materiałów czy wizualizacji produktu, której oczekuje klient. Wciąż jednak podświadomie chcemy wierzyć w prawdę fotografii, niezmiennie produkując pamiątkowe zdjęcia z wydarzeń dla nas istotnych. 
Rodzajem tropu myślowego było dla mnie zdjęcie, które w Internecie robi furorę - a na którym rzekomo został uchwycony człowiek z przyszłości. Mowa tu o fotografii datowanej na 1940 rok, przedstawiającej tłum świętujący ponowne otwarcie South Fork Bridge po powodzi. Na zdjęciu tym pośród ludzi znajduje się mężczyzna, którego ubiór stał się przyczyną całego zamieszania – bluza z nadrukiem oraz sweter odstają od ubioru pozostałych osób uchwyconych w kadrze. Dodatkowo tajemnicza postać trzyma w dłoni przedmiot, który swoim kształtem przypomina aparat kompaktowy. Badacze zajmujący się tą sprawą przedstawiają sprzeczne teorie i zajmują skrajne stanowiska.

W projekcie „Tęskniąc za McDonaldem”zależało mi na wzbudzeniu u odbiorcy podobnego rodzaju poczucia niepewności, wywołanego formą niewiarygodnego przedstawienia.
Mój ojciec robił zdjęcia. Jest to fakt, którego byłem świadom. Kiedy jako nastolatek zaczynałem swoją przygodę z fotografią biegając z pierwszym aparatem uwieszonym na szyi, usłyszałem od niego historię, jak pracował całe wakacje aby pozwolić sobie na zakup szczytu radzieckiej myśli technicznej – Zenita. Później każdy zaoszczędzony pieniądz inwestował w kompletowanie ciemni, o której wspomina z nostalgią.
Sam nie pamiętam ojca z innym aparatem niż „małpka”, którą dokumentował wakacyjne wyjazdy czy ważniejsze imprezy rodzinne. Odbitki tych fotografii wypełniają albumy zalegające na półkach, po które rzadko kto sięga. Moje pytania o jego wczesne zdjęcia zbywał zawsze stwierdzeniem, że gdzieś to wszystko przepadło. 
Jakież było moje zdziwienie, gdy podczas porządków w domu rodzinnym, na strychu pomiędzy nadgryzionymi zębem czasu i żarłocznością moli wełnianymi płaszczami, które doskonale pamiętają mroźne dni stanu wojennego, a pudłami z wszelkiego rodzaju rupieciami, które przez lata upychane były obok siebie z powtarzanym nieodmiennie zdaniem „może to się jeszcze przydać”, aby następnie pamięć o nich rozpłynęła sie
w świadomości domowników, a ich zawartość powoli pokrywała coraz grubsza warstwa kurzu, rzuciła mi się w oczy, nie mniej zakurzona, ale odbiegająca od innych starannością opakowania skrzyneczka. Jak się okazało, wewnątrz znajdowały się zdjęcia i negatywy, które ponoć przepadły.
Nie było to odkrycie na skalę Vivian Maier. Większość z tych fotografii jest po prostu robionym na gorąco „reportażem” z wydarzeń, których ojciec był uczestnikiem. Jest to świadectwo życia społeczności wiejskiej w szarej rzeczywistości PRL-u. Tak jak większość produkcji fotograficznej na przestrzeni dziejów pełnił funkcję dokumentalną. Charles Baudelaire w „Salonie” z 1859 roku określa fotografie jako „sługę nauk i sztuk, sługę bardzo pokorną”. Dopisałbym jej jeszcze rolę sługi pamięci. 
Zdjęcia te oraz okoliczności ich powstania, jak również pierwotne przeznaczenie wpisują się całościowo w kategorię fotografii użytkowej. Mamy do czynienia z materiałem, który jest całkiem urokliwą rejestracją wydarzeń, których autor był świadkiem i uczestnikiem, który powstał z wewnętrznej potrzeby i nigdy nie pretendował do miana aktywności poważniejszej aniżeli pamiątka dla siebie, ewentualnie znajomych, którym mogły być podarowane. Zbiór ten cechuje spora naiwność, aczkolwiek nie można im odmówić pewnej wnikliwej trafności doboru kadrów, momentów i instynktownej wrażliwości kompozycyjnej. Zdjęcie jest zatem nie celem samym w sobie, a raczej efektem działalności amatorskiej. Przez amatorską należy tu jednak rozumieć działanie pasjonata, który czerpie przyjemność z wykonywanej aktywności.
Zachowując estetykę tych odbitek, które przez 40 lat „leżakowania”, uległy naturalnej destrukcji postanowiłem zadać potencjalnemu odbiorcy swego rodzaju zagadkę - „znajdź niepasujący element”. Mam nadzieję, że tym sposobem osoba, która zostanie postawiona przed tym cyklem, w momencie kiedy znajdzie pierwszy element „nie z tego świata”, będzie czerpać przyjemność z analizowania kolejnych kadrów i odszukiwania niepasujących elementów. Aby pogłębić efekt mistyfikacji postanowiłem umieścić spreparowane odbitki w ramkach „z epoki”. Ten zabieg ma dodatkowo uwiarygodnić moje szachrajstwo i pogłębić doznanie wątpliwości w momencie pierwszego kontaktu z tymi obiektami.
Ingerując w te fotografie, postanowiłem „dać” tym ludziom nie tylko produkty, za którymi tak tęsknili, ale też te zdobycze technologii, o których nikt wtedy nie miał pojęcia. Moje działanie miało charakter subtelnej manipulacji, która tak jak fotografia spirytystyczna pozwala na dostrzeżenie elementów niematerialnych, ale obecnych na innej płaszczyźnie rzeczywistości. Ingerencja ta ma zatem charakter urzeczywistniania marzeń, materializowania wyobrażeń o cudowności posiadania i cieszenia się z nieosiągalnych produktów. Postanowiłem stać się Mikołajem, ale takim z reklamy z ciężarówką. Sypiąc na prawo i lewo smartfonami, laptopami, butelkami Coca-Coli, kubkami Starbucks, zestawami z sieci fast food i konsolami do gier wideo wprowadzam pewien zgrzyt w materię tych zdjęć. Tworzę alternatywną rzeczywistość, w której torebka D&G pasuję do sukienki z firanki. Niejako wchodzę do głów ludzi obecnych na zdjęciach i pozwalam im na ten jeden moment – trzasku migawki – stać się uczestnikami własnych wyobrażeń – obywatelami „piękniejszej” rzeczywistości.
Zdjęcia te można określić definicją, którą posługuje się Clémenta Chéroux – fotografia wernakularna. Pojęcie to pochodzi od słowa vernaculus, które w prawodawstwie rzymskim definiowało niewolnika, który przyszedł na świat w domu pana – w niewoli. Odnosiło się zatem do „domowego niewolnika” nie tylko ze względu na funkcję – ale też pochodzenie. Wernakularność w fotografii wiąże się zatem z samą czynnością ale także jej wytworem – zdjęciem. Są zatem produkcją o charakterze „home made”.
Wernakularność znalezionego materiału oraz koncepcja niepewnej wiarygodności fotografii spirytystycznej stały się pewnego rodzaju przyczynkiem i pretekstem do tego, aby wkroczyć w materię tych zdjęć. Postanowiłem zaingerować w ten materiał, poddając go cyfrowej obróbce. Zastosowałem tu mechanizm doklejania. Zabieg ten zmienia wydźwięk i znaczenie materiału źródłowego, który mimo iż powstał ze zgoła innej potrzeby, staje się bazą do eksperymentu artystycznego. Skutkiem takiego działania jest zmiana funkcji samego zdjęcia oraz ukazanie go w nowym kontekście.
W trakcie pracy nad cyklem, pojawiła się jeszcze jedna refleksja wynikająca ze specyfiki fotografii źródłowych. Przedstawione w kadrach postacie nie zwracają większej uwagi na zwizualizowane dla nich przedmioty. Moment życia, które zostało zarejestrowane na materiale światłoczułym, ludzie, którzy w magiczny sposób stali się posiadaczami nieosiągalnych dóbr nie zwracają na nie większej uwagi. Myślę, że ten aspekt powinien być także okolicznością, która zbliża widza do osób przedstawionych na fotografiach, ze względu na produkty, które są znane z naszej rzeczywistości.
„Tęskniąc za McDonaldem”, ma w sobie zatem pewien rodzaj dualizmu całkiem zbieżny
z tym, który charakteryzował fotografie spirytystyczną. Jest zabawą z widzem, który szukając „duszka” zbliża się do postaci z kadru podświadomie wiedząc, że patrzy na świat nierzeczywisty.
Tęskniąc za McDonaldem
Published:

Owner

Tęskniąc za McDonaldem

Published: